Szkielecik


  • Płeć: pies
  • Rozmiar: mini

Pisze Jola:

15.11.2008

Trzy lata, właśnie mijają trzy lata, jak Szkielecio zamieszkał z nami…
Natalia znalazła go leżącego w śniegu, zwiniętego w kłębek, drżącego, dygoczącego z zimna. Była połowa listopada 2005 r.
Zabrałyśmy go do samochodu i pojechałyśmy do lecznicy. Był straszliwie wychudzony (stąd imię Szkieletek), w okolicy odbytu miał olbrzymiego, twardego guza, szedł powłócząc nogami…
Byłam przekonana, że lekarz go uśpi, był w strasznym stanie…
Po dokładnych badaniach stwierdzono u niego przepuklinę około odbytniczą, straszliwe wyniszczenie i wychłodzenie organizmu. Z odbytu wyjęto mu bez znieczulenia około 0,5 kg kości,trzymałyśmy go a on wyjąc z bólu nawet nie warknął, nie próbował ugryźć którejś z nas, chyba wiedział, że chcemy mu pomóc. Dostał leki i zabrałyśmy go do domu. I tak Szkielecik zamieszkał z nami…

…25 września 2008 Szkielecio przeszedł operację usunięcia jądra, które zeszło mu do jamy brzusznej, a przy okazji kastrację. Długo zwlekałyśmy z podjęciem decyzji o operacji(niestety, zbyt długo), Szkieluś miał jednostronne wnętrostwo ale bałyśmy się zabiegu ze względu na padaczkę.Operacja się udała, nie, nie, pacjent nie umarł, nie wtedy jeszcze, jakiś tydzień było dobrze a później zaczęło się. Były problemy z krążeniem,brak apetytu, apatia, zmęczenie… Wet opiekująca się z nim twierdziła, że nic się nie dzieje niepokojącego, ja jednak wiedziałam, obserwowałam go przecież codziennie. Postanowiłyśmy z Natą skonsultować chorobę Szkielecia u kolejnego weta, jednego z najbardziej znanych w Łodzi. Stwierdził, że pies ma niewydolność mięśnia sercowego, przerzuty na płuca i wątrobę. Zrobił oczywiście wszystkie badania łącznie z usg jamy brzusznej, serca, rtg płuc itp. Przepisał Szkieleciowi masę leków odwadniających i powiedział, że jak pies zacznie cierpieć, mamy go uśpić. Nie wierzyłam, nie chciałam uwierzyć…Po podawanych lekach Szkielecio robił się coraz słabszy,nie chciał nic jeść, znikał w oczach…Minął tydzień, Szkielecio był coraz słabszy,pojechałyśmy do kolejnego lekarza, dobrego lekarza z olbrzymim doświadczeniem i ostrożnym diagnozowaniem. Kazał natychmiast odstawić leki, które zlecił poprzedni wet, one odwodniły Szkielecia strasznie,trzeba było zacząć go nawadniać kroplówkami, jeździłyśmy codziennie na te zabiegi, resztę dostawał w domu. I właściwie było jakby lepiej, Szkielecio nadal nie chciał jeść ale karmiłyśmy go strzykawką napojami dla rekonwalescentów, codziennie po troszeczku i każdego dnia coraz więcej, już gdzieś daleko świeciło nam światełko w tunelu,było coraz lepiej…
5 listopada Szkielecio załatwił się taką czarną, mazistą wydzieliną. Wet pokiwał głową, już wiedział, ja jeszcze nie przyjmowałam tego do świadomości. 6 listopada rano powtórzyło się to samo, Nata pojechała z nim do lekarza, powiedział, że to koniec, że nie można go dłużej męczyć, że gdyby żył na wolności to położyłby się gdzieś w krzakach i spokojnie odszedł, a tak walczy jeszcze resztką sił, robi to dla nas…
Zwolniłam się z pracy i wróciłam natychmiast do domu, Szkielecio leżał na kanapie, był słaby, tego dnia nie zjadł już niczego… Położyłam się obok niego i przytuliłam, był taki chudziutki, kruchy, z 14 kilogramowego psa zostało 8 kg kosteczek obciągniętych skórą. Jeszcze nie byłam pewna tego, co mam zrobić, jeszcze nie wiedziałam, ale on mi pokazał, że to już ten czas,wstał, podszedł do miski z wodą, napił się, przeszedł kilka kroków i zwymiotował czarną mazią. Zrozumiałam. W ten sposób mój kochany Szkielecio pokazał mi, że nie ma już dla niego żadnego ratunku, że musimy mu pomóc odejść…

Czy dotarłeś bezpiecznie, kochany,
po drabinie z bielutkich obłoków
do tęczowej, świetlistej bramy?
…Uchylona, choć nie słychać Twych kroków.

Wsuń łapeczkę w szparę – w tę niebieską,
teraz główkę; widzisz most? – piękny pewnie!
Nie bój się, podążaj jak ścieżką,
drugi brzeg to Twój dom, choć beze mnie.

No a ja, chociaż serce mi pęka,
myślę tutaj o Tobie z uśmiechem,
przecież wiem, kto na Ciebie tam czeka.
Znam ich, wiedzą że idziesz.
Już lepiej?

Bądź szczęśliwy w tęczowej krainie,
ja swą miłość Ci czasem podeślę,
– zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie,
ale czasem odwiedź, choć we śnie.

Zobacz zwierzęta czekające na adopcję: