Każdego dnia otrzymujemy po kilka lub kilkanaście maili i telefonów z prośbą o pomoc. Zwierzęcych nieszczęść jest tak wiele, że nie sposób znaleźć na każde z nich lekarstwo.
Tym razem przedstawiamy historię Ledy – suczki, która straciła wszystko z powodu tragedii, jaka wydarzyła się w pewnej rodzinie.
Leda bardzo pilnie potrzebuje nowego domu. Za naszym pośrednictwem apeluje o niego była opiekunka suczki:
Rozpaczliwie apeluję i proszę o pomoc wszystkich ludzi o dobrym sercu.
Jestem zdesperowana. Moja sytuacja rodzinna jest bardzo skomplikowana. Zacznę od początku, 5 lat temu wraz z moim mężem przynieśliśmy do domu małego szczeniaczka (suczkę) mieszańca labladora z owczarkiem niemieckim. Piesek mieszkał w kojcu, miał duże podwórko na którym mogła się wybiegac, nigdy nie była przez nas skrzywdzona, ani uderzona, zawsze zajmował się nią mąż i to był jej pan, karmił ją, chodził z nią na spacery, bawił się. Gdy w styczniu tego roku mój mąż nagle zmarł, ja z córką musiałyśmy się wyprowadzić z domu teściowej, w którym mieszkałyśmy ponad 20 lat. Nie mogłam zabrac z tamtąd Ledy ( bo tak się wabi) ze sobą, ponieważ teraz wynajmujemy wraz z córkę 23 metrowe mieszkanie, w którym mamy jeszcze 2 małe psy. Leda została w tamtym domu, mieli się nią zajmowac teścowa i pasierb wraz z żoną, ale pasierb jest alkoholikiem…. i nie przyjmuje się zupełnie tym, że pies może byc głodny czy spragniony. 2- 3 razy w tygodniu ją odwiedzamy i sprawdzamy czy jej niczego nie brakuje. Jednka to tylko doraźna pomoc. Regularnie Dostarczamy im pokarm dla Ledy, wystrczy tylko ugotowac, ale dla niektórych ludzi to i tak za dużo. To co ostatnio ujrzałam będąc u nich, przeszło moje najczarniejsze wizje i niestety potwierdziło moje obawy, pies nie mial żadnego jedzenia i miska od wody była zupełnie sucha a jest to duża miska, poza tym ostatnim razem dostawiłam jej jeszcze wiadro z wodą, którego nawet nie było w kojcu, podejrzewam, iż mogła nie dostawac wody przez kilka dni. Nikt z nią nie chodzi na spacery, nie bawi się, z tęsknoty probuje się podkopac wykopując ogromną dziurę w kojcu, którą za każdym razem kiedy tam jestem zakopuje, ale ona kopie nadal. Jestem zbulwersowana i bezradna, drżę na samą myśl o zimie, nie licze na podgrzane jedzenie dla niej, to za dużo dla ludzi z którymi musiałam ją zostawic, martwie sie o to żeby wogóle dostala. Nie wyobrażmy sobie oddac jej do schroniska, ale też musimy ją jak najszybciej stamtąd zabrac, dlatego kiedy tylko znalazłam stronę tej fundacji, odrazu zgłosiłam się do Nich o pomoc. Leda jest psem bardzo spontanicznym, wesołym, radosnym, przyjaznym ludziom, nigdy nie chorowała, lubi spacery, potrzebuję dużo miłości łasi się i przytula, uwielbia byc głaskana, przepada za chałką. A w tych warunach ten pies się męczy, jest smutna, posępna, serce mi pęka kiedy ją taką widzę i mam świadomośc, że jestem bezradna, bo nie mogę jej pomóc, bo nie mogę zabrac jej ze sobą, ani od STYCZNIA nie mogę znalesc dla niej domu z kochajacymi ją ludźmi. Pomimo tego, że dałam wiele ogłoszeń, wielu miejscach. Apeluję i błagam o pomoc dla mojego psa, jeżeli ktoś taki istneje i może mi pomóc ręczę, że pomoc ta będzie wynagrodzona w postaci wdzieczności Ledy i naszej, a także wierności i wielu radości jakiej dostarcza ten pies, kiedy jest kochany, szczęsliwy. Wiemy, że jest cieżko znalesc dom dla dużego psa i Wasza fundacja oraz życzliwi ludzie, którzy chcieliby przygarnąc Ledę są naszą ostatnią deską ratuku, jej ostatnią deską ratunku. Proszę pomóżcie nam, pomagając Ledzie.
Mój telefon 694 – 996 -150
oraz tel córki: 604-631-291