Jesień życia psa – adopcje starszych zwierząt


Prezentujemy bardzo mądry tekst autorstwa Moniki Pasik, naszej wolontariuszki, od lat prowadzącej dom tymczasowy dla tych zwierząt, które, ze względu na swój podeszły wiek, zwykle są ostatnie w kolejce do adopcji. Wspólnie z Moniką, która aktualnie opiekuje się Rudym Urzędnikiem, zachęcamy do adoptowania psich seniorów. Warto dowiedzieć się dlaczego.

Od kilku lat prowadzę fundacyjny dom tymczasowy dla niechcianych i zapomnianych psów. Nie mogę przygarnąć i zatrzymać wszystkich zwierząt w potrzebie, ale ta forma współpracy wspiera działania Fundacji i jednocześnie zaspokaja moją empatyczną naturę. Od dłuższego czasu tak się składa, że pod mój dach trafiają psy, które weszły w jesień życia. I tak stałam się specjalistką od staruszków.

Większość ludzi podejmując decyzję o psie, marzy zapewne o wyborze małej puchatej kuleczki. Ale mało kto myśli wtedy o tym, że i ta kuleczka kiedyś dorośnie, a potem zestarzeje się. Dlatego zachęcam do adopcji staruszków. Takiego psa nie nauczycie nowych sztuczek i nie „wytresujecie” po swojemu. Musicie uszanować jego przyzwyczajenia. Zapewnić odpowiednią opiekę weterynaryjną. Ale starszy pies nie wymaga już długich spacerów, nie nakłania nas wiecznie do zabawy i nie jest tak absorbujący jak szczenię. Niczego już w domu nie niszczy i nie hałasuje. Psi staruszek ceni sobie spokój, ciszę i towarzystwo człowieka, który okaże mu ciepło i zawsze pogłaszcze po poczciwym siwym pysku, który położy wam na kolanach. Tymczasem dla wielu psów starość oznacza nagłą utratę dachu nad głową, niebezpieczną tułaczkę po ulicach, zmaganie się z nieprzyjaznym światem i głodem, ogromne cierpienie z powodu chorób. I wreszcie bolesną, samotną śmierć w poczuciu całkowitej utraty zaufania do nas, ludzi. Ale dzięki wam nie musi tak się kojarzyć. Nie bójcie się adoptować starszych psów. Nie zamykajcie drzwi przed tymi, które straciły swój dom tylko dlatego, że się postarzały.

Pewnego dnia, pod wpływem błyskawicznej decyzji, bo sprawa wymagała natychmiastowego działania, pojawił się u mnie Tymek. To pies, którego życie chyba nigdy nie rozpieszczało. Znaleziony w sylwestrową noc przy śmietniku. Śmierdział z daleka, z powodu okropnej zaniedbanej rany w dziąśle po nieleczonym zębie, która stała się zaczątkiem potwornych komplikacji. Wyglądał tak, że nie wiadomo było, co naprawdę kryje się pod kupką zamarzniętej sierści. Krył się szesnastoletni schorowany, zaniedbany, cierpiący pies. Ale mający taką wolę walki, że zrobiono wszystko aby mu pomóc.

Znalazł się nawet dom, który zechciał przyjąć Tymka na stałe. Później okazał się tragiczną w skutkach pomyłką. Znów człowiek zawiódł psa. Nie sprostał jego niewielkim przecież wymaganiom. Przyjazna dłoń i pełna miska przerosły możliwości tego domu. Tymek znów został porzucony, jak rzecz. I w tym momencie trafił do mnie. Zaniedbany i pogodzony z losem, jaki zgotował dla niego człowiek. Ale było w tym psie coś, co nie pozwalało nawet przez chwilę pomyśleć, że zrezygnował, że się poddał. Skąd brał tyle sił, pozostanie jego tajemnicą. Sprawił jednak, że znów zrobiliśmy wszystko, aby postawić go na nogi. Badania, zabiegi, kuracje i w krótkim czasie Tymek nie był już tym samym staruszkiem, którego mi przywieźli. Tymoteusz uśmiechem witał każdy dzień, do spaceru był gotowy jako pierwszy, a apetytem dorównywał wilkowi. Dopiero wtedy mogłam przekonać się, jak wspaniałym był psem. Radosny, przyjacielski, gotowy na wszystko aby towarzyszyć człowiekowi. Szkoda, że nikt wcześniej nie dał mu szansy.

W końcu jednak nadszedł moment, w którym Tymek, dotąd niezłomny, zaczął słabnąć. Wszystkie wcześniejsze zaniedbania dały o sobie znać. Tracił siły z dnia na dzień i przyszedł czas na decyzję aby pozwolić mu odejść.

Tymek był ze mną ponad rok. Dla niego z domu tymczasowego stałam się domem stałym. Ostatnią przystanią po latach tułaczki. Jak powiedział mój weterynarz – dałam mu rok życia, jakiego pewnie nigdy wcześniej nie zaznał. A ja uważam, że Tymek zafundował mi lekcję życia, jak należy drwić sobie z przeciwności losu i przejść przez życie z podniesioną głową.

Na nowego podopiecznego nie czekałam długo. Urzędnik pojawił się u mnie wprost z ulicy Urzędniczej. Wyglądał całkiem dobrze, a jednak nikt go nie szukał. Prawdopodobnie kolejna typowa historia. Dopóki piesek był młody, było pięknie. Ale kiedy zaczął się starzeć i podupadać na zdrowiu, po prostu pozbyto się problemu. Na pierwszy rzut oka wydawał się dorosłym zdrowym psem. Tylko jego siwy pyszczek zdradzał, że może być starszy. Jego wiek określono na trzynaście lat. Dopiero szczegółowe badania wyciągnęły na światło dzienne to, z czym ten pies się boryka i z czym poprzedni właściciele, prawdopodobnie, nie chcieli mieć nic wspólnego.

Urzędnik, z racji swojego wieku, cierpi na schorzenia wątroby. Jego serce i mózg też nie pracują już tak jak powinny. Ale przy podawaniu mu zaleconych leków i specjalnej karmy jego stan zdecydowanie poprawił się. Wystarczyło tak niewiele aby niemłody już pies odzyskał młodzieńczy wigor. Teraz jest ożywiony, radosny i skory do zabawy. Widać, że czuje się świetnie i nie zdradza się ze swoim wiekiem. Urzędnik to wspaniały, zrównoważony pies. Jest anielsko cierpliwy i nigdy się nie spieszy. Jego spokój udziela się wszystkim wokół. Należało tylko zafundować mu kompleksowe badania i postępować według zaleceń weterynarza aby przekonać się, że wcale nie jest zgrzybiałym staruszkiem i na pewno jeszcze nie wybiera się za Tęczowy Most.

Od starych psów możemy uczyć się życia jak od starych ludzi. Tymek nauczył mnie wiary w cuda, a Urzędnik, że nie należy się ciągle spieszyć, bo na wszystko przyjdzie pora. Adoptując starego psa odmienicie jego ostatnie chwile. Pozwolicie mu przejść przez starość godnie i z szacunkiem na jaki zasługuje. Ofiarujecie drugie życie psu, którego ktoś przedwcześnie spisał na straty. Dacie poczucie bezpieczeństwa i pewność, że do ostatniej chwili będzie z nim ktoś, kto potrzyma za łapę i pomoże przejść przez Tęczowy Most.

Psik