Przy okazji trasy do weterynarza z „naszym” dziaduniem Hassanem, który okazał się Alfem i szczęśliwie wrócił do właściciela, na poboczu bardzo ruchliwej drogi z Łodzi do Poddębic, napotkaliśmy ją…przerażoną, prawdopodobnie wyrzuconą z auta, wychudzoną dobermankę. Sunieczka była na tyle nieufna, że łapanie tej bidy zajęło nam 3 godziny. Już myśleliśmy, że nie damy rady, sunia zjadła wszystko co mieliśmy dostępne na tą chwilę w samochodzie i dalej nie miała ochoty podejść na odległość możliwą do złapania.
Jednak jej szczenięcy duch, wygrał ze strachem. Kiedy złapałam się ostatniej deski ratunku i ległam na trawie, sunia zaczęła wykazywac zainteresowanie, pomyślała, że zaczynam się z nia bawić. Najpierw nieufnie podbiegała i dawała mi szybciutkie lizaczki w nos, po czym szybko odbiegała, kiedy jednak zobaczyła, że nie chce je uderzyć, a jej całusy sprawiają mi niemałą frajdę, stała się odważniejsza i już po chwili leżała razem ze mną, brzucholem do góry, ale wciąż każdy szybszy ruch ręki powodował uskok. Po kilkunastu minutach takich podchodów, udało się założyć sunieczce sznurek na szyję i była już bezpieczna.:)
Okazało się, że sunieczka pomimo tak młodego wieku (ma ok. 8-9 miesięcy) była katowana przez „właściciela”. Jest wyjątkowo spragniona czułości i człowieka, ale przy tym przerażona każdym ruchem. Jej stan wskazywał również na potrącenie…oprawca, wyrzucił ja przy ulicy, gdzie niestety najprawdopodobniej, sądząc po krwiakach, potrącił ją samochód.
Widać, że Kiara (takie otrzymała imię) pragnie ponownie zaufać, kiedy zobaczy, że ręka nie służy do zadawania ciosów, a jedynie do pieszczot, reaguje na to ogromna radością i oczywiście całusami:)
Dziękuję Kasi i jej mamie za podarowanie Kiarze domku tymczasowego, gdzie pod ich okiem sunieczka dochodzi do siebie i uczy się, że człowiek może kochać, a nie być bezdusznym katem… i Dagmarze z NADZIEJI DOBERMANA, za wsparcie i pomoc w szukaniu sunieczce nowego domku.