Minął rok, odkąd zdarzyła się ta historia. Gdy w lutym 2011 roku umarł pan Stanisław, jedyny żywiciel rodziny opiekującej się 40tką przygarniętych zwierzaków, byliśmy zdruzgotani ogromem nieszczęść, jakie spadły na panią Barbarę. Nikt z nas nie wyobrażał sobie, że można przeżyć srogą zimę w domu na odludziu, bez prądu, ogrzewania, żywności dla siebie i dla kilkudziesięciu zwierząt.
Najpierw był apel o pomoc, który poruszył setki dobrych serc. Zaangażowani w pomoc pani Barbarze wolontariusze zapewnili w jej domu prąd i ogrzewanie, wspierali niczym najbliższa rodzina. My zajęliśmy się pomocą zwierzętom: wysterylizowaliśmy 30 kotów, zapewniliśmy karmę i leczenie dla nich oraz 11tki psów. Potem wspólnymi siłami zorganizowaliśmy wielką akcję adopcyjną.
W ciągu ostatniego roku niemal wszystkie zwierzęta, uratowane przez zmarłego pana Stanisława i panią Basię, znalazły nowe domy. Psy i koty zaczęły nowe, lepsze życie, tak samo stało się w przypadku pani Barbary.
Kilka dni temu skierowała ona na nasze ręce ten wzruszający list. Nie tylko my jesteśmy jego adresatami – podziękowania w nim zawarte należą się każdej osobie zaangażowanej w pomoc pani Barbarze i jej zwierzętom w czasie ich osobistej tragedii.
To także dla Was: