Maddie
- Płeć: suka
- Rozmiar: średnia
- Rasa: mix owczarka niemieckiego
- Rok urodzenia: 2011
Gdzie wy spędziliście święta? Bo ona w przydrożnym wiejskim rowie. Sama, bez schronienia, na deszczu, mrozie, zimnej ziemi, bez jedzenia. Porzucona, potrącona, obolała, ze złamaną łapą. Podczas gdy my wszyscy w rodzinnym gronie obchodziliśmy jedne z najbardziej radosnych, pełnych nadziei i miłości świąt, ona traciła zapasy sił, a w końcu straciła szansę na życie w pełnej sprawności. Czekała dwa tygodnie na ratunek.
Przeżyła chyba tylko dzięki sile woli, bo wszystkie okoliczności były przeciwko niej, a cały świat jakby starał się doprowadzić do jej unicestwienia. Umierała w samym geograficznym środku Polski, na oczach okolicznych mieszkańców, przejeżdżających kierowców, pod okiem obojętnych władz gminy. Opiekunowie wyrzucili ją na szosie jeszcze w okresie przedświątecznym – schemat stary jak świat. Śpieszący się kierowca potrącił ją dotkliwie, zostawiając leżącą w rowie. Okoliczni mieszkańcy także nie poczuli ducha nadchodzących świąt. Wszyscy patrzyli, nikt nie widział.
Jedna rodzina dłużej nie mogła patrzeć na psie cierpienie. Na wsiach spotykamy się najczęściej z ludzką obojętnością i brakiem litości wobec zwierząt – tym ludziom nie brakowało serca, ale możliwości. Powiadomili policję, poinformowali władze gminy. Nikt nawet nie przyjechał, by zobaczyć co dzieje się ze zwykłym psem. Wielka szkoda, bo zobaczyliby to, czego my doświadczyliśmy na miejscu. Coś, o czym pamięta się zawsze.
Wreszcie informacja dotarła do nas. Po przyjeździe pokazano nam prowizoryczne schronienie na środku pola, tuż przy drodze, z którego wyczołgiwały się kości pokryte sierścią. Przybiegła na trzech łapach, gdy tylko usłyszała kroki. Wtuliła się w kolana. Jeśli ktoś zapytałby mnie kiedyś jak wyobrażam sobie chwilę, dla której warto żyć, opisałabym właśnie ten moment.
Sunia trafiła do kliniki, zatrzymując na sobie spojrzenia wszystkich, którzy ją mijali. Teraz nagle była dostrzeżona. Niesiona na rękach, bo sama iść nie miała siły. Chuda, krwawiąca, niebywale dzielna. Łapkę dałoby się uratować, gdyby otrzymała pomoc tuż po wypadku. Złamanie jest proste, nieskomplikowane, ale dwa tygodnie spędzone w rowie pozbawiły sunię czucia. Ścięgna przerwane, nerwy już nie istnieją. Malutka straci łapkę prawdopodobnie już jutro. Nowy rok przywita na trzech łapach.
Waży 19 kg przy posturze owczarka niemieckiego. Zdjęcia nie oddają jej rzeczywistego stanu – futro zasłania wystający kręgosłup, kości biodrowe i żebra, które można by policzyć z daleka. Ma piękne i ufne oczy, znosi wszystko co przy niej robimy. W tym stanie powinna wyć z bólu, a ona ani razu nawet nie pisnęła. Nazwaliśmy ją Madelaine.
To niezapomniany widok, jakiego życzymy każdemu. Spojrzeć w psie oczy i zobaczyć jednocześnie nadzieję, ulgę i najszczerszą wdzięczność za uratowanie życia. Dla takich chwil warto żyć. Szkoda tylko, że tak rzadko my – ludzie mamy odwagę poczuć coś więcej, dać z siebie więcej i więcej od siebie oczekiwać.
Madelaine jest wysterylizowana i zaczipowana.