Długa historia rozbrykanego konika, albo wielkie przygody małego Grosza.

Naprawdę nie sposób wiarygodnie opisać tego, co przydarzyło się temu konikowi. Został podarowany swojej właścicielce, kiedy miał zaledwie trzy i pół roku, był gąbką na otarcie morza łez po tragedii spłonięcia jej stajni i koni szykowanych na Mistrzostwa Świata Końskich Rajdów Długodystansowych. Tamtą historię już opłakaliśmy i do niej nie czas wracać.

Grosz wyrósł na pięknego Arabka (początkowo był grafitowy, ale z roku na rok jaśniejąc, stał się całkiem biały, co widać na zdjęciu). Ukochany przez wszystkich i rozpieszczany do granic przyzwoitości, wiódł sobie spokojne i szczęśliwe życie na podłódzkim wybiegu. Oczywiście pokazywał różki, nie ma co ukrywać, ale rozkosznie mu z nimi było: „bez marchewki nie podchodź, bo jestem zajęty”, „nie zamęczaj mnie szczotką, bo zniszczysz moją indywidualność”, „no jak już musisz na mnie wsiąść to proszę, ale ja nie zwykłem chodzić prostymi drogami, szybko się nudzę, to może mały uskok, tak dla hecy”? Postarajmy się wniknąć uczciwie w psychikę tego konika, na ptasim mleku wypasiony, uznał, że ma prawo do końskiego egocentryzmu i uważania siebie za pępek każdej stajni, ale nie poprzez agresję egzekwował swoje prawa, bynajmniej, po prostu, jak coś nie było ciekawe ani słodkie jak marchewka, to ignorował.

Beztroska skończyła się 06.12.2004, kiedy to niefortunny uskok przekreślił karierę sportową (jego właścicielka planowała uczynić z Grosza uczestnika Końskich Rajdów Długodystansowych), szansę na (jak to mawiają ludzie) normalne życie, a nawet postawiło pod znakiem zapytania owo życie w ogóle. Podczas powrotu z wybiegu do boksu Grosz stąpnął na tyle nieszczęśliwie, że lewa przednia noga całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Dopiero prześwietlenie pokazało jak poważną odniósł kontuzję. Wieloodłamowe złamanie lewej kości pęcinowej – zawyrokował lekarz w warszawskiej klinice SGGW. Jego właścicielka nie poddała ani na chwilę w wątpliwość sensu życia Grosza, postanowiła zrobić wszystko, aby Grosz wrócił do zdrowia i być może już nie jako koń użytkowy, ale za to szczęśliwy nadal cieszył wszystkich swoim psotnym charakterem.

Grosz przeszedł szereg badań i operacji, w wyniku których złamane kości zostały zespolone za pomocą dwóch śrub. Oczywiście na tym nieszczęście Grosza się nie zakończyło, po kilku miesiącach podczas zrastania się odłamów kości jedna ze śrub pękła wymuszając kolejne zabiegi weterynaryjne. Udało się Grosza uratować, jest zdrowy i szczęśliwym konikiem, pozostaje pod stałą opieką weterynaryjną, co miesiąc kowal dba o jego kopyta i „podrasowuje” felerną nogę. Był i jest bardzo żywiołowym konikiem, aby nie dostarczać mu zbędnej energii, której nie będzie mógł wykorzystać chodząc pod siodłem, pozostaje na specjalnie dla niego opracowanej i ściśle przestrzeganej diecie. W dalszym ciągu musi wykonywać liczne ćwiczenia rehabilitacyjne, dlatego mieszka w Warszawie, gdzie opiekuje się nim kilku doskonałych specjalistów.

Grosz już nigdy nie poczuje na swym grzbiecie siodła, ani jeźdźca, być może jego stan zdrowia kiedyś pozwoliłby na krótkie spacery, ale jego właścicielka zdecydowała się nie podejmować tego ryzyka. Dzięki troskliwości i pomocy wielu ludzi ten śliczny konik może dzisiaj chodzić i (co już mu się zdarza) płatać końskie figle.

Od początku 2010 roku Grosz pozostaje pod opieką naszej Fundacji. Przebywa w stajni prowadzonej przez lekarza weterynarii, gdzie przechodzi skomplikowaną rehabilitację. Koszty utrzymania są bardzo duże, ale podobnie jak jego poprzednia właścicielka, wierzymy, że jeszcze długie i szczęśliwe życie przed nim. Jest o co walczyć.

Każdy kto zechce pomóc Groszowi może wpłacić dowolną kwotę na konto:
FUNDACJA NIECHCIANE I ZAPOMNIANE – SOS DLA ZWIERZĄT
BANK PKO BP
Nr konta: 22102034080000490201742246

Dla przelewów z zagranicy:
Kod SWIFT: BPKOPLPW
Nr Konta: PL22102034080000490201742246

z dopiskiem „Dla Grosza”

lub objąć go adopcją wirtualną.