Ten mały kociaczek leżał w krzakach przy bardzo ruchliwej ulicy w Łodzi. Uciekał od człowieka pełzając, był w silnym szoku, mocno przerażony. Najpewniej potrącony i zostawiony na pewną śmierć. Sparaliżowany i bez szans na ratunek.
A jednak trafiła się osoba, która cudem wypatrzyła kotka jak próbował poruszać się w wysokich krzakach. Gdy tylko dostaliśmy informację o nim, w krótkim czasie udało nam się dojechać na miejsce. To był młody kociak, około 5-6-miesięczny. Ciągnął za sobą tył, co niestety nie wróżyło dobrze. Wszystko wskazywało na to, że uderzył go samochód. Nie raz już widzieliśmy takie przypadki. Koty bardzo rzadko przeżywają po wypadkach komunikacyjnych.
Kociak, który zdążył zostać ochrzczony imieniem Cooper, szybko trafił do kliniki. Walczył, nie pozwalał się dotykać. Gdy wreszcie udało się znieczulić go do zdjęcia rentgenowskiego, wiedzieliśmy, że to koniec i nic dla niego nie możemy zrobić. Kotek miał złamany kręgosłup, zerwany rdzeń kręgowy w odcinku, w którym operacja, jak i dalsze życie, były niemożliwe. Miał ogromnego pecha, że samochód uderzył właśnie w to miejsce…
Nie zawsze możemy je uratować, choć bardzo się staramy… Musieliśmy pozwolić Cooperowi odejść, bo tylko taka decyzja była zgodna z naszymi sumieniami. Szkoda tylko, że nie zdążyliśmy go poznać.
Nigdy nie przejeżdżajcie obojętnie obok zwierząt, które ucierpiały w wypadkach samochodowych. Ten kociak nie cierpiał długo dzięki Marcinowi, który zatrzymał się i wiedział jak zareagować. Jednak wiele innych w tym czasie umierały samotnie w rowach… a czasem wystarczy tak niewiele, by im pomóc.