Poznaliśmy Luśka, kiedy zabieraliśmy go z pasa zieleni między ruchliwą drogą a chodnikiem. Zabieraliśmy go ledwo żywego, w stanie głębokiego wstrząsu i potwornie wychłodzonego, z niemierzalną wręcz temperaturą. Lusiek musiał leżeć w tym miejscu co najmniej kilka godzin, więc na pewno wiele osób miało okazję go poznać. Nikt jednak się nie zatrzymał, nie próbował mu pomóc. Dopiero jeden przechodzień pochylił się nad jego losem i szukał dla niego pomocy u nas. W klinice okazało się, że ma liczne obrażenia zarówno w obrębie głowy jak i brzucha, m.in. pęknięty pęcherz moczowy i złamaną kość krzyżową.
Niestety, pomimo podejmowanych prób, przegraliśmy walkę o Luśka.
Być
może gdyby otrzymał pomoc wcześniej miałby większą szansę na
przeżycie.
Być może gdyby tyle osób nie przeszło obok niego
obojętnie jego organizm nie był by aż tak wycieńczony i miał by
większą siłę do walki
Wiemy natomiast na pewno, że nikt nie
zasługuje na powolną śmierć leżąc pod stopami mijających go
ludzi.
Obojętność zabija
Przepraszamy
cię Lusiek za tych wszystkich obojętnych ludzi