Znaleziona w Rawie, więc nazywa się Rawka…

RawkaW środę wybraliśmy się z Kają i Hanią oraz dwoma kilkudniowymi kotkami w podróż do Legionowa pod Warszawą. Na miejscu na maluchy czekała kotka ze swoją trójką, jak sie okazało, prawie identycznych glutów, a na nas inny kociak, którego mieliśmy dowieźć do Łodzi.

Pogoda była mizerna, ciągle padało i było ślisko, więc jechaliśmy dość wolno. Podróż przebywała właściwie spokojnie, do momentu, kiedy wjechaliśmy do Rawy Mazowieckiej. Po poboczu maszerował sobie mały, czarno-biały psiak. Mimo, iż trasa to dość ruchliwa, Kaja oczywiście postanowiła się zatrzymać i nawiązać bliższą znajomość z tajemniczym pism podróżnikiem. Niestety, suczka nie była specjalnie zainteresowana, i kiedy Kaja zaczęła się do niej zbliżasz, zaczynała uciekać. Po chwili stwierdziliśmy, że dalsze jej gonienie może sie skończyć i dla nas i dla niej tragicznie. Zobaczyliśmy w oddali stojący samochód policyjny, więc postanowiliśmy poprosić o pomoc. Oczywiście jak zwykle w takich wypadkach, panowie policjanci nie mieli zielonego pojęcia, co mogliby zrobić, podobnie zaskoczony był ich dyżurny. Czas naglił, rozmowa nie przynosiła zbyt dużych efektów, więc postanowiliśmy udać się dalej, gdzie spotkaliśmy miłą Panią, która poinformowała nas, że suczka siedzi przy tej drodze od kilku dni…
W samochodzie mieliśmy cały czas dwa kilkudniowe kociaki, które były już od 2 godzin z nami w podróży, a jeszcze nie przejechaliśmy nawet połowy drogi. Zapadła więc decyzja, że ruszamy dalej.

Kotki dowieźliśmy, okazało się, że ich nowa mama przyjęła je bez żadnego problemu – wygłodniałe maluchy od razu rzuciły się do ssania mleka, i przez kilka godzin podobno nie odpuszczały. My tymczasem ruszyliśmy w podróż powrotną.

Oczywiście kiedy dojeżdżaliśmy do miejsca, w którym widzieliśmy tajemniczą nieznajomą, Kaja zaczęła znacznie zwalniać i już po chwili zobaczyła ją siedzącą na poboczu. Zatrzymaliśmy się, a suczka, wbrew naszym obawom, pozwoliła do siebie podejść i mimo powarkiwań, pozwoliła się zabrać do samochodu.

zdj3.jpgDo Łodzi dojechaliśmy ok 2 w nocy. Oddaliśmy kotka Buni a Rawka (no bo przecież jak mogliśmy ją nazwać inaczej?) pojechała na noc do niezawodnej Hani. Na początku była cały czas przestraszona, nie wstawała z miejsca, nie bardzo chciała się załatwiać. Następnego dnia zawieźliśmy ją do naszego podłódzkiego hoteliku gdzie zaczęła dochodzić do siebie.

Dziś byliśmy ją odwiedzić. Mieszka w domu, załatwia się grzecznie na dworze i zachowuje się zupełnie inaczej, niż pierwszego dnia. Jest radosna, lubi się bawić z ludźmi, biega po podwórku i macha ogonkiem.

Tak oto zaczyna się historia Rawki. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto pozwoli do niej dopisać naprawdę szczęśliwe zakończenie…

zdj2.jpg