Judek
- Płeć: pies
- Rozmiar: mini
Pisze Marta:
luty 2010
Judek całe swoje życie spędził bezpiecznie w domu swojej właścicielki. Miał kolegę (czarnego kocurka) i swoją jedyną ukochana Panią. Był kochany, bezpieczny, głaskany, najedzony i szczęśliwy. I po 10 latach tego cudownego życia, kiedy jakiekolwiek zmiany się w zasadzie nie zdarzały, gdzie wszystko było przewidywalne i spokojne cały jego świat się zapadł pod ziemię. Właścicielka umarła, koty wylądowały w schronisku.
Judek i jego „braciszek” trafili do piekła. Do miejsca gdzie nikt nie głaskał, nie kochał, nie pieścił. Gdzie wszystko było obce, inne, nie takie. Jak musi się czuć kot który całe swoje życie spędził w mieszkaniu z jedna osobą i nagle trafia do schroniska?
Oba kocury postanowiły odejść śmiercią głodową. Czarny braciszek zmarł, biały w wigilie schroniskową trafił do mnie.
Nigdy nie widziałam tak chudego kota który z taką stanowczością chciał odejść na zawsze. Na zdjęciach tego nie widać ale na Judku sterczała każda kosteczka, żebra, miednica… Ten kot nie miał nic prócz skóry i kości. Nie wiem nawet gdzie miał organy wewnętrzne. Palcem wskazującym i kciukiem można było objąć mu kręgosłup miedzy klatką piersiową i miednicą i nie było tam nic po za skórą. Kiedy w końcu zaczął nadstawiać brzuszek do miziania okazało się że nie ma niczego co można by nazwać jamą brzuszną. Pod skórą na brzuchu był tylko… kręgosłup.
Pierwsze dni Judka w domu nie były obiecujące. Kot nie dawał się wyciągnąć z kontenerka czy swojej budki, zakopywał się w kocyki tak żeby nie było go widać, syczał. Nie jadł, nie chciał pić, nie chciał żyć. Wyciągnięty na siłę wciskał gdziekolwiek głowę i udawał że wcale go tam nie ma. Widać było wyraźnie ze jedyne czego pragnął to ciszy i spokoju aby mógł odejść za swoją Panią.
Największy problem stanowił brak apetytu. Czego myśmy mu nie kupowali, karmę weterynaryjną, wyszukane puszeczki. Judek zjadał najwyżej dwa kęsy po czym z obrzydzeniem odwracał się chudą dupinką. Przełom nastąpił dopiero po zaproponowaniu posiekanego mięsa z kurczaka i posiekanej na drobniutko wątróbki. To było to! Od tego czasu jest już tylko lepiej. Judek nie tylko zaczął jeść ale też głośno domagać się swojej porcji. Żeby nadrobić stracony czas był karmiony po 4-5 razy dziennie. Przeszedł też etap kiedy koniecznie musiał spać z nami w łóżku co było dosyć kłopotliwe kiedy akurat miał biegunkę… (tu podziękowania wielkie dla mojego TŻ-ta za cierpliwość.
Na szczęście inne koty i psiaki dosyć szybko go zaakceptowały. Po jakimś czasie przeniósł się do królestwa kotów (czyli na szafy w przedpokoju i łazience) gdzie konkuruje z Inką o miejsce do spania na pudełku od maszyny. Okazał się być bardzo kochanym kotem, lubiącym pieszczoty, kontaktowym. Ale jego ulubione zajęcie to spanie. Jego wiek daje o sobie znać.
Na razie ładnie przytył, waży już prawie trzy kilo. Co dziwne nie specjalnie to po nim widać. Jedyna zmiana to brzuszek. Judek jednak ma takie rzeczy jak jelita, wątroba, pęcherz i żołądek. Teraz można go miziać i nie trzeć po kręgach :rotfl: Ale gdzie wcześniej miał te organy? Pozostanie zagadką…
W międzyczasie przerobiliśmy jeszcze poważne zapalenie pęcherza (bardzo krwiste) oraz cały czas leczymy Judka na grzybicę. Z tego powodu znów stał się ciut bardziej płochliwy. Ale w końcu kto lubi jeździć w środku nocy na cewnikowanie?
Zdaje mi się że Judek już zostanie pod naszą opieką. Jako koci rezydent Fundacji.
02.04.2010
Judek jest już za tęczowym mostem. Wiek, schronisko i choroby zrobiły swoje. Usnął na moich rękach. Dziś jest już po drugiej stronie. Cieszymy się że przez te kilka miesięcy mógł być z nami, że mimo wszystko pokochał nas i zwalczył depresję. Inne choroby były jednak silniejsze od jego woli życia.
Do zobaczenia po drugiej stronie…
<*> <*> <*>