Dziecko
- Płeć: pies
- Rozmiar: mini
Pisze Kasia (katya):
Gołąbka znalazła moja koleżanka z pracy. Wkroczyła szybkim krokiem, podeszła prosto do mojego biurka i zapytała czy chcę ratować gołębia. Odpowiedziałam, że jeśli jest taka potrzeba to oczywiście. „Bo leży na gzymsie za rogiem i wygląda nieciekawie, idziemy?”. Wzięłyśmy pudełko po papierze do drukarki i poszłyśmy. Faktycznie, na gzymsie kamienicy na ul. Kościuszki siedziała ta sierota i trzęsła się. Jednym ruchem włożyłam gołąbka do pudełka i wróciłyśmy do pracy.
Rozdarta między ratowaniem istnienia, która za chwilę usmażyłoby się w południowym słońcu a selekcją naturalną, poszłam o sklepu po groch, wymościłam pudełko gazetami, nakarmiłam i napoiłam gagatka (ręcznie). Już nie było odwrotu. Później odwiedziliśmy lecznicę, bo „dziecko” było oblężone przez setki maleńkich robaczków. Mały piszczy i macha skrzydłami na mój widok, na szczęście zaczyna już sam jeść, rośnie, ćwiczy skrzydełka, choć pod spodem jeszcze wszystko łyse…
Łudzę się, że gdy dorośnie, uda się umożliwić mu powrót na wolność. Jeśli nie, to wtedy będziemy się martwić.
Edit:
Po odkarmieniu, Dziecko trafiło do gołębnika Olgi, gdzie nauczyło się co to znaczy być gołębiem. Później wróciło na wolność, mam nadzieję, że żyje i że jest szczęśliwe 🙂