Konie uratowane pod Wieluniem

Wczoraj otrzymaliśmy informację od Pogotowia dla Zwierząt z Trzcianki o koniach przebywających w strasznych warunkach pod Wieluniem. Na prośbę burmistrza Wielunia udaliśmy się na miejsce. To co tam zastaliśmy wyglądało zdecydowanie gorzej niż się spodziewaliśmy.
W jednym z pomieszczeń leżały 2 martwe, ok. 2-miesięczne źrebaki, na podwórku leżała dorosła martwa klacz. Z informacji otrzymanych od Straży Miejskiej, która uczestniczyła w interwecji, wynikało, iż w ciągu ostatnich 2 tygodni padło tam przynajmniej 7 koni. Kilka dni temu jedna z klaczy wpadła do niezabezpieczonej piwnicy i złamała nogę. Lekarz, który przybył na miejsce wraz ze strażą pożarną i strażą miejską, zdecydował o jej eutanazji. Pozostawiła po sobie dwoje źrebiąt, które z braku pożywienia również umarły. Pozostałe konie padły z niewiadomych przyczyn – prawdopodobnie zatrucia pokarmowego bądź skętu jelit.
W całym gospodarstwie nie było nawet śladów słomy, siana i owsa, poza 1 workiem przywiezionym tam dzień wcześniej, po interwencji straży miejskiej. W boksach dla koni zalegała warstwa odchodów i błota, nie było tam dostępu do wody. Konie chodziły wolno po całym podwórku, na którym panował okropny bałagan, zalegały sterty śmieci, w tym potłuczone szyby, druty, kawałki metalu i blachy.
Właścicielem koni był człowiek mieszkający od wielu lat w Hiszpani. Na jego prośbę gospodarstwem miał się zajmować brat. Sytuacja, którą zastaliśmy na miejscu wskazywała, że od bardzo długiego czasu konie były zaniedbywane. Człowiek odpowiedzialny za opiekę nad nimi zginął 3 dni temu w wypadku samochodowym. Wczoraj późnym wieczorem pojawił się na miejscu właściciel koni, który był zszokowany tym, co zobaczył.
Stan 3 koni które tam przebywały oraz warunki ich utrzymania zagrażały ich zdrowiu i życiu. W związku z tym postanowiliśmy o ich natychmiastowym odebraniu. Właściciel zgodził się na to i zrzekł się koni na rzecz fundacji. 2 klacze i źrebak są już bezpieczne, jeszcze dziś lub w poniedziałek zostaną przebadane przez weterynarza i będą dochodziły do siebie w naszym domu tymczasowym.
UWAGA – zdjęcia drastyczne!