Mariola.

Spokojne popołudnie. Nagle zadzwonił telefon. Kaja: „jest alarm, zbieraj się. Widziałam ją jadąc ulicą. Siedziała pod wiaduktem wśród pędzących samochodów – sama, biedna, przestraszona… Musimy ją stamtąd zabrać!”. Więc pojechaliśmy… Kaja, Jarek i ja.

A ona, faktycznie, ciągle tam była. Siedziała nieruchomo, bardzo przestraszona. Baliśmy się do niej podejść żeby nie zaczęła uciekać i nie wpadła pod samochód. Chwila napięcia, tygrysi skok na nią w wykonaniu Kai… 🙂 i już była nasza, bezpieczna. Nic jej już nie groziło.

Grzecznie weszła do transporterka. Uznaliśmy, że trzeba ją pokazać weterynarzowi – pojechaliśmy więc do Buni. Trzeba też było nadać jej jakieś imię… Pomyślałam, że z niej taka Mariolka… no i tak już zostało 🙂
Mariolka została oceniona przez Bunię na jakieś 5 tygodni. I już w samochodzie okazało się, że jest bardzo towarzyska, udomowiona, że ktoś o nią musiał dbać zanim ją porzucił.
Pozostawała tylko kwestia szybkiego znalezienia Mariolce domu…

Od razu pomyślałam o Katyi. Wiedziałam, że ma działkę na wsi i tam dużo znajomości – między innymi rodzinę, która na pewno pokochałaby Mariolę taką jaka jest. Kilka telefonów, szybka decyzja… i już jechałyśmy do nowego domu Mariolki 🙂 Tak jak się spodziewałam – przyjęto ją tam z otwartymi ramionami, jak pełnoprawnego członka rodziny.
To była błyskawiczna akcja, na szczęście zakończona pomyślnie 🙂

Została na wsi. Taka Mariolka. Kura.

Mariola w gabinecie:

I w nowym domu: