Ile jeszcze znajdziemy w naszym otoczeniu domów, w których po cichu cierpią zwierzęta? Kiedy ludzie wreszcie pojmą, że chore zwierzę należy leczyć, a nie zostawiać na śmierć w męczarniach? Tym pytaniem zakończyliśmy niedzielną interwencję. Gdy poznaliśmy Aresa, nie mogliśmy uwierzyć, że ta historia dzieje się na naszych oczach ponownie. Kto pamięta Sonię, ten wie o czym mówimy…
Zgłoszenie o potrzebującym pomocy psie otrzymaliśmy, jak to często bywa, telefonicznie od osób, które nie mogły dalej patrzeć na jego cierpienie i postanowiły w jakiś sposób mu pomóc. To prawdopodobnie było najlepszą rzeczą, jaka mogła spotkać tego biednego psa.
Po dojechaniu na miejsce przywitał nas on – wyłysiały, cały w strupach, drapiący się i ocierający o wszystko co się dało. Przemiły owczarek niemiecki był w stanie opłakany. Aż dziw bierze, że nikt dotąd nie zareagował na to chodzące nieszczęście.
Pies sam nas zaprowadził do swojego domu. Panował w nim ogólny brud i nieład, ale nie o to chodzi. W mieszkaniu przebywało kilka osób, w tym właścicielka. Tłumaczyła ona, że pies zachorował 2 miesiące temu, potem zmieniła wersję, że choroba ciągnie się od pół roku. My nie mieliśmy wątpliwości, że taki stan to kwestia lat zaniedbania. Pies przez całe swoje 10-letnie życie był raz u weterynarza, nigdy nie był szczepiony, a właścicielka nie miała dla niego pożywienia. Zarówno te przesłanki, jak i ogólny stan psa nie pozostawiały wątpliwości, że ze względu na zagrożenie jego życia i zdrowia kwalifikuje się on do odebrania ze skutkiem natychmiastowym z art. 7.3 ustawy o ochronie zwierząt.
Dopiero w klinice wyszło na jaw, jak bardzo zaniedbany jest Ares. Był przeraźliwie chudy, pozbawiony tkanki tłuszczowej, z koścmi pokrytymi jedynie skórą. Cały tułów psa był wyłysiały, skóra rozpalona, pokryta strupami, a na niej rzędy skaczących pcheł. Pazury Aresa były poprzerastane i musiały sprawiać mu ogromny ból – po ich obcięciu łapy krwawiły. Na całym ciele można było zaobserwować liczne otarcia, modzele, stany zapalne skóry. Badanie weterynaryjne wykazało obecność grzyba oraz znaczne powiększenie prostaty.
Podczas długotrwałego i nieprzyjemnego dla psa badania, Ares okazał nadzwyczajną cierpliwość. Nie był przyzwyczajony, że ktoś coś przy nim robi, ale cierpliwie i z pokorą zniósł wszystkie zabiegi. Mimo tragicznego stanu ten psiak jest bardzo silny i ma wspaniały charakter. Tym bardziej trudno uwierzyć, że ktoś mógł doprowadzić go do takiej ruiny.
UWAGA, zdjęcia mogą być drastyczne:
Na właścicielkę Aresa zostanie złożone doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzęciem. Liczymy, że właścicielka poniesie prawne konsekwencje złamania ustawy o ochronie zwierząt.
Aresa czeka długie i niełatwe leczenie. W tej chwili trwa diagnostyka – jutro psiak będzie miał zbadaną krew pod kątem hormonów tarczycy i funkcjonowania narządów wewnętrznych. Od wyników tych badań zależy dalszy przebieg leczenia, niemniej już teraz można stwierdzić, że Aresa czekają miesiące hospitalizacji, kąpieli, podawania leków i specjalistycznej karmy.
Wszystkich przejętych historią Aresa gorąco prosimy o pomoc finansową. To już piąty z kolei nasz podopieczny, który cierpi na ciężką chorobę skóry i wymaga długotrwałej hospitalizacji. Jakimś cudem ostatnio często trafiamy na tak trudne przypadki:
Zachęcamy do dobrowolnych wpłat na konto naszej Fundacji:
FUNDACJA NIECHCIANE I ZAPOMNIANE – SOS DLA ZWIERZĄT
BANK PKO BP 22102034080000490201742246
z dopiskiem“Ares – leczenie”
Dla przelewów z zagranicy:
Kod SWIFT: BPKOPLPW
Nr Konta: PL22102034080000490201742246
W najbliższych dniach będziemy informować o dalszym przebiegu leczenia Aresa, sukcesywnie będziemy także pokazywać zdjęcia z postępów terapii.
Więcej informacji na temat Aresa: natalia@fniz.pl