Sara


  • Płeć: pies
  • Rozmiar: mini

08 MAJ 2009 r.

Nie wiem jak mam to powiedzieć… napisać…
Niestety Sara nie żyje ;(
I nic nie odda bólu i smutku jaki teraz czuje, bo traktowałam ją jak dziecko. Była moim oczkiem w głowie przez dwa miesiące i jej dobro było na pierwszym miejscu.Niestety operacja była bardzo trudna i trwała zbyt długo. Serce nie wytrzymało.
Wiemy jednak, że mimo wszystko była konieczna, bo gdyby nie jej próba Sara i tak mogłaby żyć rok – dwa i stopniowo mogłyby się pojawiać komplikacje, które powodowałyby jej cierpienie, ciągłe wizyty u lekarza i konieczność uśpienia. Operował ją bardzo dobry weterynarz, ponoć jeden z lepszych w Polce i ufam, że zrobił co mógł. Natomiast decyzja o operacji została podjęta również w związku z opiniami innych weterynarzy.
Sara zmarła kilka godzin temu, może to głupie, ale były to jedne z najtrudniejszych i najcięższych godzin mojego życia. Smutek mieszał się z żalem i gniewem.
Możemy być jednak pewni, że zrobiliśmy wszystko, żeby jej pomóc.
I w tym co się stało nie ma niczyjej winy. Może Bóg ją tak pokochał, że chciał ją zabrać do siebie? Może jest teraz w psim niebie? Zdrowa, radosna, biegająca po zielonej, słonecznej łące…
Na pewno, choć jej życie było krótkie to nie do końca, aż takie straszne. Zaznała dużo ciepła, miłości, choć troszkę poszalała, porozrabiała.
Spała jak księżniczka, gdzie tylko miała ochotę. Dbałam, aby miała pełny brzuszek. Wiem, że niejedna osoba uroni łzę… ale może tak musiało być… Ja staram się jakoś sobie to wszystko tłumaczyć. Dobrze, że przed jej zaśnięciem, kiedy ostatni raz patrzyła mi w oczy, utuliłam ją, wycałowałam i głaskałam delikatnie, nawet jak już spała, bo nie wiedziałam, że już zasnęła…
Czas leczy rany i mam nadzieje, że moje też się szybko zagoją… Póki co jest ciężko, płakałam bez przerwy prawie przez 5h, już jest mi ciut lepiej, pierwszy, najgorszy szok i ból minął, choć teraz, gdy piszę znów płyną łzy…
Na koniec, bo już nie mam dziś siły…
Chciałabym podziękować w imieniu swoim i Sary wszystkim osobom, które dały nadzieję i wsparcie w trudnych chwilach, które były cały czas z nami, walczyły do końca i zrobiły wszystko co tylko można było zrobić. Wszystkim, którzy pisali, pytali, panu Ernestowi…
Brak mi już słów… na pewno na zawsze pozostanie w mojej pamięci i żałuję, że mogła być ze mną tak krótko… Choć mam tyle wspomnień, tyle cudownych wspomnień, chwil… tyle radości było w tym domu, gdy była z nami, tyle zachwytu… Oj ciężko pogodzić z tym co się stało. Może za tydzień-dwa będzie trochę lżej…

DZIĘKUJĘ RAZ JESZCZE I POZDRAWIAM!

Zobacz zwierzęta czekające na adopcję: